Ink Wolf – Początek
- Princessofloves

- 4 paź 2024
- 5 minut(y) czytania
Poznajcie 1 cz. historii bohatera, który zapoczątkował to wszystko, atramentowego wilka, którego narodziny, były obietnicą wielkich zmian na całym świecie.
Tego dnia świat spowił mroczny cień ociężałych i skłębionych czarnych chmur. Gdyby sfora zasnęła za dnia, zapewne nawet najstarsi uznaliby, że obudzili się w środku nocy. W tej wszechobecnej ciszy, zakłócanej tylko przez zawsze obecny dźwięk morza rozbijającego się o fiordy, nie było żadnych śpiewających ptaków na niebie, ani zwierzyny żerującej na lądzie. Była to cisza prawie absolutna. Wszystko wyglądało tak, jakby w tym samym momencie, każdy z bogów odwrócił na chwilę wzrok, lub znalazł się poza granicami wilczego postrzegania.
Kiedy sfora zebrała się na naradę pośrodku trawiastej polany, dwa wilki zostały w swojej jaskini. Nawet tak niecodzienne warunki nie były w stanie zatrzymać szczenięcia, które już od tak wielu dni chciało zobaczyć świat.
Gdy Silvur poczuła pierwsze skurcze, Ulnordur, wcześniej stojący przed grotą, natychmiast schował się do środka, kiedy błyskawica uderzyła prosto w pagórek, pod którym się znajdowali. Zostawiła po sobie rozdzierający ciszę ryk, który odbijał się coraz dalej między górami. Wilk bezradnie spojrzał na swoją partnerkę, którą targał coraz większy ból. Musiał mieć nadzieję, że chociaż bogowie mogą w tym czasie nad nimi nie czuwać,
Silvur i szczeniaki przeżyją. Po chwili matka wylizywała już pierwszego potomka. Ulnordur wbił wzrok w małą, ciemnoniebieską kuleczkę. Język wilczycy wydawał się przy niej nadzwyczajnie duży. Podskoczył, gdy usłyszał pierwsze piski i odetchnął z ulgą. Usiadł już mniej zatroskany i czekał, zastanawiając się jakiego koloru będzie następna hałaśliwa kuleczka. Ale Silvur już kładła się na boku, by maleństwo mogło napić się mleka.
Ulnordur odwrócił się do niej zdziwiony.
– Dlaczego już się położyłaś? – zapytał.
– Wygląda na to, że to nasz jedyny syn.
Ulnordur zwiesił głowę. Rzeczywiście, błagał bogów o bezpieczeństwo rodziny bez względu na cenę, jaką przyjdzie mu zapłacić. Jednak szybko odrzucił od siebie mroczne myśli, przeszedł przez jaskinię i dotknął nosem potomka, którego okoliczności narodzin wskazywały na wspaniałego przyszłego wilka szanowanego przez całą sforę.
– Jesteś Blefurin, atramentowy wilk i jesteś moim synem.
Po tych uroczystych słowach położył się obok i obserwował go. Tylko on był karmiony w brzuchu matki, przez co był większy, niż kilkoro szczeniąt z jednego porodu. Przypomniało mu to o trwającym zgromadzeniu. Zwrócił głowę w stronę wyjścia, a potem Silvur.
– Pójdę do nich, dobra nowina powinna wszystkich trochę uspokoić.
Zmęczona matka mrugnęła tylko na zgodę.
Ten z kolei wstał i dzięki dobrym wieściom, które sprawiały, że prawie nie dotykał ziemi, w podskokach wyszedł na zewnątrz i bez najmniejszego wysiłku popędził przed siebie. Spojrzał w górę; niebo wciąż całkowicie zasłaniały chmury tak ciemne, że musiał dobrze wytężyć wzrok, aby dojrzeć co znajduje się przed nim. Gdy zauważył wilcze sylwetki i usłyszał nawzajem tłumiące się głosy, zwolnił i próbował ułożyć sensowne zdania z całej tej wrzawy.
– Bogowie są niezadowoleni!
– Powinniśmy porozmawiać o tym z ludźmi!
Ulnordur wyszedł na środek zgromadzenia.
– Ludzie wiedzą tyle, ile im przekażemy. Nie mają pojęcia o omenach. Rozmowa z nimi to strata czasu. – Odwracał się już do jednego z pobratymców, który chciał otworzyć pysk w proteście, ale usłyszał za zgromadzonymi opanowany, chrapliwy głos.
– Co proponujesz, Ulnordurze?
Grupa rozstąpiła się i wyszedł mu naprzeciw wyższy od niego wilk. Ulnordur od razu rozpoznał Ulföra, przywódcę sfory. Nawet w tym wszechobecnym mroku widział blizny pokrywające całe jego ciało. Ulnordur nigdy nie odważyłby się wyzwać kogoś tak zaprawionego w boju na pojedynek. Młode wilki nie były tak rozsądne. Każdego z nich czekało upokorzenie i wielka blizna na pysku, która miała już zawsze przypominać o porażce. Tak Ulför umacniał swoją pozycję, która nie ulegała zmianie przez wiele lat i nic nie wskazywało na to, aby wkrótce miało się to zmienić. Żółte, świdrujące spojrzenie wielkiego wilczura domagało się odpowiedzi. Ulnordur wytrzymał je.
– Bogowie wciąż tutaj są, dowodem na to jest mój nowonarodzony syn, Blefurin.
– Rozejrzał się po pozostałych; ich sierść stopniowo opadała z ulgi. Ulför cofnął się.
– Gratuluję, tobie i Silvur. Te wieści przynoszą mi kojący spokój. Wygląda na to, że bogowie patrzą na nas nawet przez tak gęste zachmurzenie.
– Z pewnością nic nie jest dla nich niemożliwe
– stwierdził Ulnordur.
Przywódca przesuwał pazurami po ziemi z namysłem.
– Jest zbyt ciemno na polowanie, nie ma nawet zwierzyny, na którą moglibyśmy przygotować zasadzkę. Proponuję przeczekać tę pogodę w legowiskach.
Machnął ogonem na znak, że zgromadzenie dobiegło końca.
Wszyscy ruszyli ku swoim domostwom, Ulför spojrzał jeszcze raz na Ulnordura, kiwnął głową na pożegnanie i w ciągu killu potężnych susów zniknął za wzniesieniem.
Ulnordur wrócił do jaskini zastając w niej Silvur z nowo narodzonym Blefurinem; ssał mleko matki, na ślepo ugniatając jej brzuch. Ojciec spojrzał na trzęsące się, wciąż posklejane uszy syna; były nienaturalnie duże względem reszty jego ciałka. Silvur podchwyciła jego spojrzenie.
– Każdy jest inny. Założę się, że będzie w stanie usłyszeć niebezpieczeństwo z bardzo daleka.
Ulnordur pokiwał głową, jakby starał się przekonać samego siebie, że jego partnerka ma rację; położył się i zamknął oczy.
– Dlaczego nie potrafię się cieszyć z tego, co mam? – zganił się w myślach.
Ulnordura zbudziło wycie, nie był pewien, jak długo spał, nie mógł dojrzeć gdzie było Słońce, gdy wracał do jaskini. Obejrzał się za siebie, Silvur ocierała się o jego bok we śnie, obok jej brzucha spał Blefurin. Wilczur postanowił wyjść i ocenić stan nieba; chmury rozpraszały się mozolnie, ale nareszcie dało się dostrzec przebłyski Słońca. Zgadywał, że wycie, które słyszał, było nawoływaniem sfory do wspólnego polowania. Ulnordur poczuł, jak jego mięśnie drżą po zbyt długim odpoczynku. Postanowił rozruszać je wolniejszym biegiem. Gdy dotarł na miejsce spotkań, rozległą polanę zakończoną daleko wrzynającym się w morze wąskim fiordem, Ulnordur miał wrażenie, że przybył ostatni. Ulför zaczął iść w jego stronę, gdy tylko ich spojrzenia się skrzyżowały. Był jednym z najlepszych wojowników, a starszy wilczur, przywódcą sfory, to naturalne, że chciał opracować z nim plan ataku. Jednak na małe zwierzę nie potrzeba było prawie żadnego; Ulför miał zamiar poprowadzić ich na coś większego, trudniejszego do złamania. Ulnordur wiedział, że cokolwiek by to nie było, nakarmi swoją rodzinę i pobratymców. Zawsze pozostawał lojalny wobec przywódcy, mimo że dotąd służył tylko jednemu, nie był w stanie dostrzec podczas jego panowania żadnych błędów, czy niepewności w działaniu. Przywódca to sfora, tylko on ma moc jednoczenia wilków, mawiała matka Ulnordura, była przywódczynią sfory dopóki, wtedy jeszcze młody, Ulför, nie rzucił jej wyzwania. Te wydarzenia miały miejsce, gdy był małym szczeniakiem, który musiał zostawać w jaskini sam ze swoim rodzeństwem częściej, niż którykolwiek wilk. Jej obowiązki i wiek powoli ją przytłaczały, Ulför doskonale wiedział, kiedy wyjść jej naprzeciw. Sfora nie przetrwałaby pod okiem starej, osłabionej wilczycy. Ulnordur nigdy nie miał swojemu przywódcy za złe, że zabił jego matkę, w końcu był to sprawiedliwy pojedynek na mocy prawa wyzwania swojego przywódcy, praktykowany od początku istnienia wilków. Usiadł więc i poczekał, aż Ulför do niego podejdzie. Szerokie barki przywódcy trzęsły się przy każdym kroku, jednak powodem nie był jego wiek, a ciężar jego ciała. Członkowie sfory są zwykle umięśnieni, lecz nie mają zbyt wielkich zapasów tłuszczu; Ulför jednak, jadł zawsze jako pierwszy, przez co był najsilniejszy i najlepiej przygotowany na zimę. Jego łapy zostawiały głęboke ślady w przygniecionej trawie i ziemi.
– Czy z Blefurinem wszystko w
porządku? – zapytał stawiając ostatni krok.
– Tak, zapowiada się na potężnego wilka.
Ulför pochylił nieznacznie głowę na znak zrozumienia. Ulnordur zastanawiał się, czy nie czyni występku przeciw przywódcy, nie mówiąc mu o swoich obawach.
– Lynghúr natrafiła dziś rano na trop Sarai. Łowca wytrzeszczył oczy. Saraja, wielkie stworzenie o kłach większych nawet od wilków. Saraje były bardzo rzadkie, głównie przez to, że zjadały więcej, niż potrzebowały, wyjaławiając i tak ubogie już tereny. Przemieszczały się w związku z tym nieustannie, w niewielkich stadach. Ulnordur wyobraził sobie zwierzynę, którą widział tylko raz w życiu; długie, wyraźnie umięśnione łapy zakończone, przednie trzema, tylne czterema prawie prostymi pazurami. Na nich skrętny tułów, idealny do robienia szybkich uników i wyrywania się nawet z sytuacji bez wyjścia dla innych roślinożerców.
Komentarze